Z pamiętnika

Z pamiętnika

15.09.2015

 

Pierwszy dzień moich notatek. Jego rauszu? Nie wiem. Nie wiem, czy w ciągu ostatnich trzech miesięcy jego umysł był choć jeden dzień wolny od jakichkolwiek substancji zmieniających świadomość.

Sopot? Myślę, że wtedy miałam go choć trochę dla siebie.

Chciałabym napisać, że to mój pierwszy dzień bez łez, ale nie… Codziennie są. Tak jak strach, że umrze. Dlatego ciągle obwiniam się za to, że nie potrafię go z tego wyciągnąć. Że nie mam już pomysłów, jak pomóc mu z tym skończyć.

A jaka jest prawda? Że wszystko zależy od niego. Wszystko leży w jego rękach. Tylko jak osoba zawładnięta narkotykami może podjąć jakąkolwiek logiczną decyzję?

Milczy. Napisał, że „jedzie w teren” i ma 1% baterii. Przyjedzie później zobaczyć moją „mordkę”. To było dwie godziny temu.

Nie czekam. Boję się go w takim stanie. Nie chcę go takiego. Ale i tak nie ruszam się nawet do łazienki bez telefonu. A nóż zadzwoni i zacznie się: „gdzie jesteś?”, „z kim jesteś?”, „co robisz?”, „coś kręcisz!”. Psychozy. Paranoje. Ciągłe ataki pod moim adresem. Czuję się jak wystraszony pies z podkulonym ogonem. Nawet nie warknę. Czekam. Przyjmuję wszystko, karmiąc się nadzieją, że w końcu do mnie wróci. W końcu to nie jest prawdziwy on.

Tęsknota? Rozrywa na milion kawałków, milion razy dziennie. Tak bardzo chciałabym, żeby wrócił. Nie „z terenu”. Chcę go trzeźwego. Opiekuńczego. Kochającego. Idealnego. Moją drugą połówkę. Moją miłość. Moje przeznaczenie?

Łzy zalewają mi oczy. Jestem słaba. Kilkadziesiąt przeczytanych stron o współuzależnieniu, a ja? A ja ciągle skoczyłabym za nim w ogień.

Dodaj komentarz