Nieprzerobiona przeszłość wraca

Nieprzerobiona przeszłość wraca

Mówi się że przeszłość należy hermetycznie zamknąć i schować, bo inaczej psuje się i śmierdzi. Ja wiem, że nie da się tak po prostu zapomnieć o rzeczach, które definitywnie zmieniły moje życie i które ukształtowały to gdzie i kim teraz jestem.

Przeszłość nieprzerobiona wraca. Wraca w snach, w niechcianych wspomnieniach. We flash backach różnych codziennych sytuacji, które nagle przypominają o wcześniejszym życiu.

Przeszłość nieprzerobiona lubi wracać w tych momentach kiedy już nam się wydaje że jesteśmy szczęśliwi i wszystko może być „normalnie” i że może nie jesteśmy wcale tacy zepsuci od środka. Mąci i wierci w sercu kolejne dziury jakby to co się działo lata temu miało miejsce wczoraj. I znów pojawia się bezradność, strach poczucie winy, nieufność. Cholerny diabelski młyn ze szczytu którego nie widać gruntu utraconego pod nogami już miliony razy.

Zastanawiam się czy naprawdę można tak po prostu zamknąć miniony rozdział naszego życia bez ponoszenia dalszych konsekwencji? W końcu to doświadczenia życiowe kształtują jak plastelinę, to kim jesteśmy.  Więc jak można ot tak odrzucić to co było i udawać że się zaczyna od nowa? Nic już nie będzie przecież od nowa. Księga życia zapisuję się od dnia naszych narodzin. Gdy rozpadamy się na miliony kawałków one same nie skleją się w spójną mozaikę, jak gdyby nigdy nic.

Można uciec w pracę, w nową miłość, w zakupy, przyjaciół, fun ale w ciągu doby zawsze znajdzie się ta pierdolna sekunda podczas której ból nie przegadanej przeszłości ukłuje nas w serce.

Mam momenty, że jestem cholernie szczęśliwa i myślę sobie: „kurwa dałaś radę powstać, mimo wszystko, chociaż sama nie do końca w to wierzyłaś”. A później przychodzi ta jedna na 86400 sekund w ciągu dnia, kiedy czuję że lecę w dół. Demony z mojej głowy przejmują kontrolę. I nawet, jeśli to trwa tylko sekundę łamie kolejny kawałek mojego i tak już poranionego serca.

Nieprzerobiona przeszłość wraca. Nie mówię o życiu przeszłością, ale o tym, że pewnych drzwi w naszym życiu nie da się po prostu ot tak zatrzasnąć, bo byle przeciąg otworzy je z powrotem. Może to nastąpić za miesiąc, rok, może po latach. Może przybrać formę fobii, lęków, depresji. Ale wróci.

Ja, chociaż zaczęłam nowy rozdział mojego życia, ciągle pracuję nad zamknięciem poprzedniego. I to nie chodzi tylko o spotkania, pisanie bloga, rozmowy. Chodzi o to, co się dzieje we mnie.

Zamykam drzwi poprzedniego życia, godząc się z przeszłością. Godząc się z samą sobą. Odrzucając poczucie winy, ale też poczucie krzywdy. Czasem mam wrażenie, że ta droga jest trudniejsza od bycia nawet po tamtej stronie. Bo tam wszystko było przecież takie oczywiste, a teraz sama muszę się zmierzyć z własnymi demonami, nazwać je. A co najgorsze muszę wyjść ze skorupy, którą włożyłam na siebie, aby uniknąć bólu i cierpienia ze strony innych ludzi. To mnie przeraża najbardziej, ale jestem świadoma, że żyjąc w nieufności do całego świata, nie zbuduję żadnej zdrowej relacji.

Nieprzerobiona przeszłość wraca, więc w nadchodzącym roku życzę Wam wszystkim, żebyście nie zostawiali żadnych drzwi niedomkniętych. Czy to dotyczy współuzależnienia, czy jakiejkolwiek innej trudnej sytuacji życiowej. Nieprzerobiona przeszłość wraca i jeśli nic z nią nie zrobicie, już do końca życia będzie Was nawiedzać i ziarnko po ziarnku burzyć wszystko to, co starliście się zbudować na jej gruzach. Nie pozwólcie na to.

Dodaj komentarz