Konsekwencje we współtrzeźwieniu

Konsekwencje we współtrzeźwieniu

Konsekwencje. Czym są? Słownikowo określa się je bardzo niepozornie. Mają być rezultatem jakiś działań bądź zdarzeń.

Z czym one kojarzą się nam, współuzależnionym? Z falą emocji, strachu, strat. Ze złością, z żalem, niepewnością. Z upadkiem tak nisko, że lecąc nie można dostrzec dna. Ile przypadków, tyle różnych historii i konsekwencji jego/jej uzależnienia.

Ale gdybyśmy się odcięły od konsekwencji materialnych uzależniania naszego partnera i spojrzały na współtrzeźwienie przez pryzmat nas samych, co zobaczymy?

Często rezygnację ze wcześniejszego stylu życia. Znajomych, środowiska. Odcięcie się od tego, co było.

Jak sobie radzić zostawiając wszystko za sobą, zaczynając od nowa?

Wszystko zależy od naszego charakteru i sposobu w jaki radzimy sobie z sytuacją. Rezygnacja z tego, co było nie oznacza zmiany na gorsze. Wprost przeciwnie – tak jak nasz partner mamy szanse zacząć budować swoje życie na nowo. Oczywiście będzie towarzyszyć nam strach przed zmianą. Będą chwile zwątpienia i niepewności, co jest naturalną, psychologicznie uwarunkowaną reakcją.

Najważniejsze jest to, żeby czuć, że wszystko, co robimy, jest robione w zgodzie z samym sobą! Jeśli czujesz, że dotychczasowe życie Tobie odpowiada – nie zmieniaj go tylko dla uzależnionego partnera. Ale jeśli on widzi w takim życiu zagrożenie dla swojej trzeźwości – puść go wolno. W innym wypadku zamęczycie siebie nawzajem.

Ale jeśli chcesz dać wam szansę i zacząć na nowo, a to się wiążę z zostawieniem dawnego życia daleko ze sobą – musisz liczyć się z konsekwencjami. Oczywiście, są momenty kryzysu – o tym pisała tutaj: https://wspoluzaleznione.wordpress.com/2016/02/22/trzezwienie-z-drugiej-strony/

Tych momentów może być wiele. Powody są różne. Zapewne najgorsza jest samotność: bo jak już w końcu dostałam wymarzoną pracę,  mam swój przytulny kącik i robię parę fajnych rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, to chciałabym mieć z kim pogadać o tym przy kawie. A tu dupa. Jest oczywiście moja druga połówka, ale wiadomo, że rozmowa z facetem nigdy nie zastąpi babskich plot o tym „kto z kim”, „co i jak” i „dlaczego”. Oczywiście grzebiąc w znajomych z przeszłości bez problemu znalazłabym kogoś, kto z chęcią wypiłby ze mną nie jedną kawę. Ale właśnie – to już jest grzebanie w przeszłości – w czymś, co zostawiliśmy za sobą. Coś przed czym sama uciekałam.

O ile ja znam siebie i wiem, czego mnie nauczył ostatni rok, o tyle muszę być wyrozumiała wobec trzeźwienia mojego partnera, dla którego byłoby to otwarcie puszki Pandory.

Czy jest mi z tym źle? Oczywiście, że czasem tak.

Ktoś powie, albo pomyśli, że to jest chore. Tylko, że ja już majstrowałam przy tej puszce i wiem, jak to się skończyło. Wiem, do czego to doprowadziło i jaka długa była droga, żeby być teraz tu gdzie jestem. W prawdzie człowiek uczy się na błędach i jestem teraz o wiele mądrzejsza, ale jeśli przez to mam igrać z trzeźwością mojego M., to uważam że gra po prostu nie jest warta świeczki.

Oczywiście wszystko ma swoje granice – nie można dać sobie wejść na głowę. Warto walczyć o miłość, ale nie za cenę starcia siebie..

Zastanówmy się  więc szczerze nad priorytetami w naszym życiu. I miejmy pewność, że to, na co się zgadzamy, bądź robimy dla osoby trzeźwiejącej nie rani i nie krzywdzi nas samych. To jest (powinno być) podstawą każdego związku.

Możemy szukać kompromisów, ale pamiętajmy, że dla osoby trzeźwiejącej w pewnych kwestiach po prostu nie ma kompromisów, bo one mogłyby jej zagrozić.

Jak więc żyć? Ja słucham głosu serca i głosu rozsądku pół na pół. A konsekwencje?  Bez względu na to, którą drogę wybierzemy, one i tak będą nam towarzyszyć. To tak jak z trzepotem motylich skrzydeł – nic we wszechświecie nie idzie na marne i wszystko zostawia swój ślad. Od nas zależy, czy ten wiatr, zamieni się w chłodną bryzę podczas upalnego lata, czy też w niszczycielski huragan.

Dodaj komentarz