Karma nie wraca

Karma nie wraca

Karma nie wraca, bo jej nie ma. Kiedyś bardzo wierzyłam w to, że w życiu musi istnieć jakaś równowaga. Że skoro spotyka mnie tyle złych rzeczy, to po pierwsze: wyrównuję rachunek za wszystko złe, co zrobiłam w moim dotychczasowym życiu; po drugie: los mnie doświadcza „na zapas”, żeby później (cokolwiek oznacza później) żyć już tylko długo i szczęśliwie w krainie mlekiem i miodem płynącej.

Wcale tak nie jest. Nie można nacierpieć się na zapas, a coś takiego jak karma nie ma prawa istnieć. W innym przypadku oznaczałoby to, że byłam w życiu kimś naprawdę bardzo złym, co najmniej seryjnym mordercom, skoro od kilku lat wszystko wokół mnie się sypie.

A nie byłam ani nie jestem złym człowiekiem. Popełniam błędy jak każdy, ale na pewno nie jestem zła.

Kiedy w końcu zaczęłam odzyskiwać jako taką równowagę i znowu wierzyć w szczęście los postanowił zmierzyć mnie z moim największym strachem: z chorobą i obawą przed śmiercią bliskich mi osób. Nie to że jednej. Pomnorzył to razy trzy, tak żeby sprawdzić ile jestem w stanie dźwignąć plus dodał coś ekstra dla mnie. Wiadomo, że o siebie nie boję się tak jak o innych. Nie będzie mnie, to nie będzie, ale czy dam radę wypełnić w sobie pustkę po tych, na których tak bardzo mi zależy?

Oczywiście miałam w sobie dużo żalu, strachu, bezsilności. Zapach szpitala przyprawiał mnie o mdłości. Nie mogłam jeść, spać. Myślałam sobie – kiedy to się w końcu skończy? Ile dam radę jeszcze wytrzymać? Najpierw mi coś dajesz, a teraz chcesz to zabrać? Ale karmy nie ma. Nikt mi później nie da nagrody za wytrwałość. Właśnie tak wygląda życie. Przepełnione jest bólem i cierpieniem i tylko czasem przeplatają się przez nie szczęśliwe chwile. Łapię je więc garściami, nie skupiając się już na tym, co będzie. Mam plany i marzenia i wiarę w to, że je spełnię. A jak będzie? Tego nikt nie wie.

Jedyne co wiem teraz, to że życie jest zbyt krótkie i zbyt kruche żeby tracić czas na sytuacje bez wyjścia. Na ludzi, którzy nie chcą być częścią naszego życia. Na to, żeby nie mówić kocham i przepraszam. Na to, żeby chodzić spać pokłóconym z kimkolwiek. Na to żeby nie żyć w zgodzie z własnym sumieniem. Życie jest zbyt krótkie na czekanie, aż ktoś się dla nas zmieni. Aż ktoś nam coś wybaczy, albo nas pokocha. Jeśli ten mój los chciał mi otworzyć oczy na to, że nie warto tracić czasu, bo niewiadomo jak dużo jest nam go dane, to mu się udało.

Warto jest czasem odpuścić. Otworzyć się. Pozwolić się komuś pokochać pomimo strachu przed cierpieniem. Oddać się w czyjeś ręce i dać się sobą zaopiekować. Może nie wyjdzie. Może to nie będzie to. A może właśnie to okaże się moim ratunkiem, moim zbawieniem, moją karmą, moim szczęściem?

 

Dodaj komentarz